Sunday, September 9, 2007

jakbym wrocila (skad?s) moze

bo TERAZ TO JEST TAK

ZE stracilam kontakt
wpadlam do piekla
nie widze zadnych drzwi
jestem opetana uczuciami/emocjami
w ciagu minuty czuje
tysiace emocji
przewalaja sie
miliony mysli

czuje jakbym grzezla w obledzie jak w trzesawisku
nie mam dostepu do swiatla

staram sie choc widziec to, co sie dzieje
ale nie wychodzi
i... niestety tez podejmuje dzialania na tych uczuciach

moze to sztorm, tornado, traba powietrzna
moze minie jak sie troche skryje
beda wolne dni - od zaraz 3 kolejne
to zawsze trudny czas
ale tym razem moze jakos sie schronie, uciekne
i przeczekam obled

A JEDNOCZESNIE JEST TEZ TAK,
ZE MOJE ZYCIE JEST PO PROSTU TUTAJ
nie wiem, na jak dlugo ale
TERAZ JEST TUTAJ

przenioslam sie do innej kabiny (Monk's Cabin)
jest cudna
moze uda mi sie kiedys wkleic zdjecie
malutki domek jak baby jagi zagubiony wsrod poskrecanych obrosnietych mchem drzew
jak do niej wchodze to troche jakbym wchodzila do szafy
same polki i wcisniete pod skosem dachu lozko
a ja lubie mieszkac w szafie
i okna wkolo
i przez te okna wchodzi do srodka caly ten magiczny zaczarowany swiat
stadka saren, rodziny dzikich indykow, samotny czujny lisek, buszujace wsrod lisci ptaki...
ten domek jest jak uszyty na mnie "na miare"
jestem w niej szczesliwa

no i jest Natka
to kompletnie nieoczekiwane
(choc moze mozna bylo cos podejrzewac... hm....)
przyjechala
zakochala sie we wszystkim tutaj
i to miejsce zakochalo sie w niej
i.. zostala
bilet przepadl

jestesmy tu teraz razem
CUD TAKI

I TAK SIE TO SPLATA
(brak jednak metapoziomu)

Tuesday, April 10, 2007

NOC WIELKA NIE WIELKA NOC...

nie daje rady cos ostatnio
zmeczona jestem
na nic nie mam czasu
PRZEPRASZAM, ZE NIE ODPOWIADAM NA MAILE NA BIEZACO
wydaje mi sie, ze tyle czasu a z niczym sie kompletnie nie wyrabiam
praca ciezka, wieczory zajete, o 21.00 zasypiam jak kloda
a w tym tygodniu jeszcze zaczynamy sessin i nawet do kompa nie bedzie mozna siadac
wiec wybaczcie blagam

sciskam bardzo

Tuesday, April 3, 2007

we wtorek sniadanie razem

wczoraj bylo zebranie rezydentow
no to ustalili, ze chca zebym zostala
ale to info kanalami prywatnymi, oficjalnie nikt mi jeszcze nie powiedzial

poza tym spotkanie bylo mocne
to taka troche grupa
a jednoczesnie omawianie roznych technicznych problemow i procedur
kiedy podnosimy rece w gassio jak roshi rano obchodzi zendo
jak ma byc ustawione kadzidelko na kadzielnicy
jak sie kto czuje po... 6 tygodniach, roku, pieciu latach tutaj
duzo, intensywnie, intymnie
niesamowite to jest dosc

dzis kolejny wtorek
wspolne sniadanie
(jemy je razem tylko we wtorki - nieformalne
i w soboty - orioki
bylo pyszne
jajecznica na pomidorach i grzybach
pieczone zioemniaki
(Natka bylaby szczesliwa)
i cieple - prosciutko z pieca ciasto z orzecvhami i brazowym cukrem

po sniadaniu swoim zwyczajem (jak juz posprzatamy oczywiscie)
pedze do lozka na krotka drzemke
welniane skarpety i goracy termofor do spiwora - zawsze mam po zazenach lodowate nogi
i odlot
ale zauwazylam, ze tutaj czas ma inny wymiar
udaje mi sie przygotowac, umoscic, zasnac, snic sen i obudzic sie w okolo 10-15 minut
wiec...
mam teraz chwile na korespondencje

NIGDY W ZYCIU NIE BYLAM TAK SZCZESLIWA
wczoraj poczulam lek, ze skoro jest tak dobrze, to teraz moze juz byc tylko gorzej
to idiotyczne m yslenie
jak kazde myslenie
ale troche sie jednak boje

dzis na zebraniu rezydentow bedzie omawiana"moja kwestia" ;-))))

znaczy oficjalnie, jak rozumiem, zostanie potwierdzone moje przyjecie na roczny pobyt
jestem podniecona
a jednoczesnie obserwuje, ze juz popadam w male rutyny, napada mnie poczucie potwornej waznosci i inne takie paskudy
oj, no wlasnie

w piatek zagralam na bebnie
oczywiscie WSZYSTKO bylo inaczej niz mialo byc
czasu bylo malo, ledwo zdazylam odwiazac beben, a juz mialam bebnic;-))
spiewali chyba krocej niz bylo zapowiedziane
kilka razy zapomnialam, jak mam uderzac, ale mimo tego uderzalam
i zdaje sie nikt nie zauwazyl;-8
mam nadzieje, ze bede jeszcze mogla pocwiczyc,
zeby poczuc to naprawde
bo uczucie jest fantastyczne
i pewnie jakby nogi pzrestaly mi sie trzasc z przerazenia, byloby jeszcze lepsze

dzis znow pieknie
znow ogrod, pielenie, ziemia za paznokciami
nowy miesiac - zm,iany funkcji, przesadzili nas w zendo...
zaplanowane juz sa kolejne imprezy urodzinowe
11-15 kwietnia mamy sessin, a potem w niedziele wielka biba - Urodziny Buddy!!!

Friday, March 30, 2007

dzis

rety rety
zmeczona jakas jestem, jednak 5 godzin orki w ogrodzie dziennie dla takiego biurowego mieszczucha to sporo
ledwo dzis wstalam, obudzilam sie ok 4.23 a czulam sie jakby to byl srodek nocy
oj oj oj
no ale powleklam sie na zazen
i walczylam tam 2 godziny z sennoscia i myslami o... dupie Maryni generalnie
potem szybko ciepla kasza z miodem i do lozeczka na conajmniej godzinke
to bylo mile....
niemal zaspalam na soji
ale.. nie zaspalam
wyjechal DeWitt, z ktorym pracuje w ogrodzie i czasem "przy innych zleceniach" wiec teraz go zastepuje poniekad
no i dzis... bylam anja (nie wiem, czy to poprawna pisownia - sprawdze potem) tzn sprzatalam u roshiego w domu
takie to dziwne, w Polsce myslalam o nim jak o Panu Bogu, a teraz sie krzatam po jego kuchni i lazience i zamiatam tarasy, oraz - co bardzo istotne - podlewam jego ukochane skalniaczki jakim super niebieskim plynem na porost (ich)
ale zmeczylam sie tak, ze ledwo trzymalam oczy otwarte przy obiedzie
a potem mialam "transmisje" - znowu sprawa "za" DeWitta"
on w trakcie piatkowych wieczornych spiewow (mamy takie odlotowe nabozenstwo dla glodnyvh duchow Kamroman chyba - musze sprawdzic ;-)) gra na wielkim bebnie
no i ja strasznie marudzilam, ze chcialabym sie nauczyc
ale oczywiscie wyobrazalam sobie, ze ktos mi pokaze,
potem pojde z nim w trakcie spiewow i zobacze jak to wyglada i tak dalej
ale... nie
tu oczywiscie jest spontan generalny
dzis sie okazalo, ze mam sie nauczyc i... zagrac juz w piatek
nie wiem, czy bardziej sie ucieszylam, czy przerazilam
wiec na popoludniowym samu mialam "przekaz"
najpierw David pokazal mi jak on to robi
oy boy
prawa reka samo - ok
lewa reka sama - ok
ale obie razem... nijak nijak nijak
walilam, jeczalam, i nic
az na szczescie zjawil sie Damian i pokazal mi... onie rece na raz
i
ZASKOCZYLAM!!!!!!!!!!
umiem, czuje, wiem
zagram w piatek na bebnie podczas spiwow
WOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOW
wie teraz, zamiast odpoczywac jestem tak nakrecona, ze biegam z pusta taczka

robilam dzis tez sporo zdjec.. wciz nie wiem, jak je tu wpakowac
buuuu

buuuuziaki

Wednesday, March 28, 2007

nowydzien

dzis byla jakis taki piekny zazen, choc zimno jest diabelnie i mialam na sobie 8 (OSIEM) warstw ubran
1. stanik ;-))
welniany podkoszulek
bluzke z golfikiem
welniana kamizelke
sweter welniany
bluze z kapturem
dziubon (biala koszulka pod szata)
8. szata
ale... NIE ZMARZLAM
spiewy byly cudne, jeden glos (no niemal) jeden oddech
slonce swieci jasno i przenikliwie
ja juz po sniadaniu i drzemce
za chwile mamy soji (krotka wspolna praca - sprzatanie wspolnych pomieszczen)
a potem samu - juz indywidualna praca "na wlasnych odcinkach"
ja salej lewituje ze szczescia w ogrodzie
wczoraj przenosilam sadzonki pomidorow do wiekszych doniczek i sialam kwiaty
dzis piele wielka grzede pod warzywa

wciaz nie wiem, jak zaladowac zdjecia
postaram sie dzis kogos zmusic do pomocy

Monday, March 26, 2007

slowna bieda

slowa kompletnie zawodza
nie umiem opisac tego jak tu jest, jak sie tu czuje
tu jest tak pieknie, ze wydaje sie, ze to jest nierealne
co dzien tak czuje i to nie mija
nawet jak mam gorsze dni czy momenty, to pod powierzchownym (tak to teraz odbieram) dolkiem, smutkiem, rozdrazneiniem itd czuje radosc i pelnie i sens kazdej minuty bycia tutaj
nie myslalam ze az tak mnie to zawladnie
kupilam aparat i wciaz mam nadzieje wkleic jakies zdjecia, ale sprzet komputerowy jest tak wolny, ze nie moge zdecydowac sie na ten proces... buuu
a chcialabym, zeby wszyscy zobaczyli jak tu jest
teraz kwitna jakies liliowe kwiaty z zupelnie suchych badyli oplatajacych ploty
wsrod krzakow za budynkami wylaniaja sie kalie
kwitna drzewa owocowe i rozne chwasciska
dzis przechodzialimy kolo zagrod z kozami i lamami i dziwnymi malymi kudlatymi krowkami
kolo zendo paradowal dumnie dziki indyk
a za lazienkami pogryzalo trawe stadko jeleni

w czwartek na dokusanie poprosilam roshiego, czy moge zostac rok
musza jeszcze przeprowadzic oficjalna procedure
ale wszystko wskazuje na to, ze... moge

Monday, March 19, 2007

ON THE PORCH

kiepsko sie czulam - comiesiecznie
i wczoraj cale popoludnie spedzilam na moim osobistym przydomkowym ganko-balkoniko-tarasie
rozkosz
ksiazka, termos z herbata, koc, 4 poduszki
nad glowa wielgasne drzewa, spomiedzy galezi mocno przeblyskujace slonce, ptaki i wiewiorki sie uwijaja
na chwile odwiedzil mnie maly lisek - wyjrzal nagle spod wyzszej czesci ganku, postal, popatrzyl i poszedl
tak mi tam bylo dobrze, ze jak sie zaczelo robic chlodniej rozlozylam koldre wlazlam w spiwor i siedzialam dalej
potem moj sasiad - David, z ktorym wlasnie dziele ow ganek - wrocil ze spaceru i dosiadl sie do mnie, gadalismy az w koncu wyciagnal wlasny spiwor
i... juz tak zostalismy do rana, spalismy pod gwiazdami budzac sie od czasu do czasu zeby patrzec w gwiazdy i sluchac pohukiwania sow
dzis niedziela, wolne, kolejny piekny dzien
siedze na ganku...
czuje sie malo aktywnie, wszyscy gdzies znikneli - do kina, na spacer, do miasta
a ja sobie siedze i czytam Dogana "Z kuchni Zen do..." (nasza lektora;-))
i wpadam w rozne stany (dzis zagubienia i konfuzji dominuja, bo oczywiscie przywiozlam tu ze soba WSZYSTKIE swoje klopoty i demony, ale za to jestem) otoczona samymi cudami

Thursday, March 15, 2007

SIE DZIEJE

Znowu nie mam czasu napisac wiecej
ale, pogoda wczoraj byla jak u nas w lipcu
niesamowite
upal, cudowny zapach powietrza przesyconego zapachem sosnowych igiel i trawy wciaz zielonej
ale, juz w nocy ochlodzilo sie i w zendo rano bylo zimno
a potem... znowu pieknie
tubylcy mowia, ze wiosna jest wyjatkowo piekna w tym roku
dzis sadzialm polska rzodkiewke,
przygotowywalam grzadki pod groch i costam
robilam malutkie mini sadzonki z kwiatow 9nie ma obrazkow na opakowaniech, wiec bede miala niespodzianke, jak wyrosna)

generalnie jest tak
w nocy sie mecze - bo snie non stop
na siedzeniu sie mecze jak dusza czyscowa bo kompletnie nie wiem o co w tym chodzi
w trakcie czasu wolnego sie nakrecam jak oszalala - chyba mi ta zazenowa energia wypala gejzerami i nie umiem jej opanowac, wiec rozrabiam, gadam i jestem RPZPROSZONA
i tylko w trakcie pracy czuje sie WOLNA
tak jest

wczoraj wieczorem czytalismy Dogena
niewiele skumalam, nie przygotowalam sie a to bardzo trudny tekst
ale takie rozne tam so piekne frazy
np
zeby kazda rzecz, ktora sie bierze do reki traktowac z taka uwaznoscia, jakby to byly nasze oczy
(as if ot were your own eyes...;-)

ide na kolacje

Tuesday, March 13, 2007

DZIS TO TESKNIE

U mnie jest 21.00 to u Was juz 6.00 rano nastepnego dnia
i czy to jest dzis czy nie
a mze "dzis"
w kazdym razie wlasnie teraz teraz i tesknie...

Monday, March 12, 2007

ZAGUBIONA W RAJU

ogolnie tu jest TAK, ze nie da sie tego opisac slowami
jest pieknie, niesamowicie
PRZEPRZEPIEKNIE
slonce zza wysokich jak slupy egipskich swiatyn drzew
kwiaty zatopione w trawie i obklejajace drzewa
trawa zielona jak sztuczna
szumia male potoczki, zaby kumkaja, sowy pohukuja, koguty pieja zawziecie
ludzie (nasi - znaczy buddysty) uwijaja sie w pracy
po tych niemal 3 tygodniach kocham ich wszystkich
i kazdego z osobna, choc czasem to trudne, bo bywaja naprawde nieznosni
ale najtrudniej mi (oczywiscie) ze soba:-(
(czytam cudna ksiazke w ktorej jasno pisza,
ze potrzeba wiele wiele wiele lat ciezkiej pracy zanim sie przejasnia, buuu)

ja tu zyje jakby 3 "zycmi"

1 - zazenowe w normalne dni
dostalam przydzial na asystenta ogrodnika i jestem z tego najszczesliwsza na swiecie
sadzimy male salatki, siejemy kwiaty w szklarni, piele grzedki, grabie trawe
istna terapia praca - wtedy czuje sie pelna, spokojna i kompletnie szczesliwa
nie wiem tutaj, co to klopoty ze snem;-))))
padam tu jak kloda
czesto przesypiam tez przerwy w trakcie dnia
z takiego cudnego fizycznego zmeczenia

2 zycie to dni wolne - kazda niedziela a czasem dodatkowo poniedzialek po wiekszych wydarzeniach w koncu tygodnia
wypadam z tej cudnej rutyny i jestem zupelnie nieprzytomna, rozproszona...
gubie rzeczy
wlaze do jadalni w butach
gadam glupoty
potem jest mi glupio i takie tam
nie udaje mi sie kompletnie utrzymac tego ducha z tygodnia

3 zycie mam w nocy - snia mi sie takie ilosci snow i w takiej intensywnosci, ze jak sie budze, to naprawde nie wiem, co jawa a co sen
jestem tymi snami dosc zmeczona
ale niektore staram sie rozgryzc

a z drugiej strony (czy tez po prostu)
CALY CZAS JEST IDEALNIE CUDOWNIE NIE DO OPISANIA
ot tak
i to i to i to

wczoraj bylismy na wycieczce na Baker Beach w San Francisco
piekne slonce
cieply piasek
ocean (raczej lodowaty)
wpadlismy akurat na odcinek przeznaczony dla nudystow, glownie gejow;-8
wiec bylo baaardzo ciekawie,
no i... w zwiazku z tym kapalismy sie na nagusa w dzikich falach - cudo
potem Golden Gate i widok na panorame calego miasta
postaram sie wydlubac fotki od chlopakow - wciaz nie mam aparatu, a komputery sa tu rozlazle wiec jest to dosc trudne
piekny dzien, ale wrocilam zmeczona jak pies i padlam chyba ok 19.00
dzis znow slonce, ptaki...
raj?
mamy dzis wolne
wiec nadganiam maile, pranie, prasowanie, mycie, sprzatania...

mam czasem takie poczucie, ze tu jest ZBYT PIKENIE
ze TO nie moze byc naprawde
(no i oczywiscie, ze oni tu wszyscy - ci amerykanie - to pojecia o prawdziwim zyciu nie maja, zyja jak w jakims filmie i bredza non stop..., ale skoro tylu ludzi wpada tu w zen, to pewnie tak nie jest)

BUZIAKI MARCOWE

Friday, March 9, 2007

DZIEN KOBIET;-))))

KILKA SLOW Z DZIS
a ja tutaj w koncu mam przydzial
jestem asystentem ogrodnika
i jestem szczesliwa nie do opisania
skrobalam skrzynki na salate
pielilam,
grabilam skoszona trawe
dzis sadzilismy takie male mini dzidzi salatki
slonce swiecilo
wiatr powiewal
powietrze pachnialo
flaga lopotala
ptaki wrzeszczaly
mysle (buuu niestety wciaz;-) ze lepiej byc w zyciu nie moze

Monday, March 5, 2007

niedzielnie

nie pisze zazbyt bo komputer jest dramatyczny
tak wolno dziala, ze jak juz otworzy sie strona to zapominam w miedzyczasie, co wlasciwie chcialam

dzis byl wolny dzien po dosc pracowitym koncu tygodnia
w piatek i sobote trwaly intensywne przygotowania do ceremonii ktora miala miejsce w sobote po poludniu
przyjechali goscie
jedli, nocowali, trzeba bylo wszystko zorganizowac

cudownie zmienila sie pogoda
chyba z czwartku na piatek przetarlo sie zupelnie i zaczelo sie nagrzewac od slonca
nie moglam uwierzyc, ze niemal z godziny na godzine zrobilo sie jak u nas w maju
wciaz z rozpedu wkladam za duzo ubran (bo bylo kilka naprawde lodowatych dni i w zendo po prostu kostnialam) i teraz sie przegrzewam, ale tak trudno mi uwierzyc w tak nagla zmiane
a mowia przeciez ze zen to wlasnie nieustajaca zmiana

mamy tu dosc bogate zycie towarzyskie :-)))
wczoraj wieczorem, ni z tego ni z owego jeden z chlopakow zaczal pichcic smazonego kurczaka
wszyscy sie zbiegli i bylo regularne przyjecie
swiece, wino, puree zimniaczane, ciasto swiezo z pieca
(mamy tu jednego kucharza fascynata i jednego, co pracowal w branzy 20 lat, wiec ogulnie chlopaki szaleja)
muzyka i niemal niemal tance
ale skonczylo sie na pokazie slaydow

udalo mi sie ugadac jednego, zeby mnie zabral na niedzielny spacer
i bylismy dzis na pobliskim wzgorzu
a wcale to nie takie proste, bo wszystko tu podzielone, oplocone, otabliczkowane "NO TRESSPASSING!!!" i trzeba wiedziec, gdzie to wlasnie dokladnie to znaczy i moga cie na przyklad postrzelic, a gdzie to tylko formalnosc i mozna sie przedzierac
razem z przystankami na herbate i lunch wedrowalismy niemal 5 godzin
bylo niesamowicie
rozlegla panorama na okoliczne wzgorza, miasteczka, farmy, winnice
krazace wysoko sepy i sokoly
soczysta zielen trawy (podobno juz niedlugo, wczesnym latem wszystko wysycha i zolknie)
cisza - taka prawdziwa pelna cisza, tylko z odglosami ptakow, swierszczy i zab
cudnie
nie chcialam stamtad wracac
no ale...

Wednesday, February 28, 2007

kolek na rozdrozu

NIC NIE WIEM
kurcze

tu jest KOMPLETNIE INACZEJ niz "mialo byc" :-)))

miotam sie, bo nie wiem
nic kurwa nie wiem

na razie mija 4 wolny dzien, wiec jeszcze trudniej
wykumac co i jak
od jutra zaczynamy normalny rozklad zajec
pobudka ok 4.45 i tak dalej;-))

jedno na pewno
tu jest bajecznie pieknie
male drewniane budyneczki zatopione wsrod wielkich
drzew
zaby w sadzawce tak glosno kumkaja wieczorem,
ze nie mozna niemal rozmawiac
kwiaty w ogrodach i dziko przy drodze
niebo takie wielkie jakies, w nocy magicznie zagwiezdzone
i cisza cudowna - jak tylko zaby sie zamkna

a ja czuje, ze sie odbijam od scian
scian moich mysli
czuje sie wiezniem
tak bardzo chcialabym to przekroczyc i pojsc dalej
ale czy to mozliwe
czy to zadanie na dwa miesice? na rok?
czy na cale zycie?
mam tak malo cierpliwosci, czy jej starczy
tak sie latwo zniechecam, znudzam...

stoje jak kolek i nie mam pojecia gdzie isc

Monday, February 26, 2007

dusza wciaz nad Atlantykiem???

mamy kilka wolnych dni po ango
w sobote byla wielka biba na zakonczenie
obrusy, swiece, przystawki, dania, desery, wina ;-)))
wczoraj troche sie "zapoznawalismy" z rezydentami
(chlopakami co sa tu po kilka lat) - bylismy na kawie w Santa Rosa
dzis jedziemy do San Francisco
na kilka godzin

ale pogoda "zimowa"
ok 5 stopni, szaro i pada niemal non stop
moze nie powinnam marudzic
ale domki to oni tu buduja inaczej
a widoki z naszej gory kompletnie zamazane;-))

wciaz jeszcze czuje sie dziwnie zawieszona
jakbym nie byla jeszcze cala tu
a juz nie tam
;-))
pewnie dusz wciaz biedulka wedruje - one podobno wolniutko sie poruszaja

Thursday, February 22, 2007

jestemjakbymnieniebylo

jestem tu

jestem kompetnie wykonczona
podrozowalam 36 godzin
2 godziny na Heathrow
3 czekalam na saolot
8 leciele
6 czekalam na samolot
5 lecialam
2 czekalam
2 lecialam
2 czekalam na autobus
2 jechalam
;-))
(czy to daje 36? chyba 34 czy cos)
spalam w nocy 12 godzin a teraz w dzien olejne 6 chyba
i...
dopiero poczulam jak jestem zmeczona

kompletnie wykonczona

tu jest niesamowicie
na razie wypowiadam sie pod wzgledem urody miejsca
drzewa do nieba
domki z grubeggo drewna
jastrzebie i jalenie za oknem
widzialam dzieciola z czerwona glowka wielkiego jak kurczak
jest pieknie

a ja
nie mam pojecia co ja tu robie i o co chodzi
a zeby bylo smiesznie na pierwszym posilku orioki
posadzili mnie przy Roshim
i niechcecy nabralam cala miseczke lodowatego spku pomaranczowego
(myslalam ze zupa, bo dzien wczesniej byla taka wlasnie zupa)
i NIE WYPILAM TEGO
buuuuuuuu

NIE MAM NIC A NIC CREDITS wiec nie moge pisac smsow;-(
(ale Wy mozecie do mnie pisac
na polski numez (z Gadu za darmo) bez ograniczen;-))))) za to

dostep do komputera jest za to ok
zdaje sie ze niemal nieograniczony poza tym, ze komp dziala w tempie leniwca;-)

Monday, February 19, 2007

no to lecem

sama nie wierze ale udalo mi sie spakowac
ta mala torbo-plecaka jest na tyle pojemna
ze z trudem ja dzwigam - fajnie wiec ze jest opcja ciagania;-))
wcisnelam nawet kilka rzeczy, ktorych bede zalowac ze wzielam
to naprawde sukces!!
no na pewno tez zostawilam kilka rzeczy, ktorych bede potrzebowac, ale chyba nie ma rady na takie sprawy

d e n e r w u j e s i e

czy mam dobry rozmiar bagazu podrecznego
(jest cholera bardziej ograniczony przez Altlantyk niz na liniach do Ladka - tylko 6kg)
czy moja nowa torba sie nie rozpadnie jak ja bede przewalac po lotniskach, bo taka taniutka jest cholender
czy moj plastikowy woreczek na "plyny"
(co to sie okazuje ze pasta do zebow i krem na bole miesni to wlasnie plyn, wiec uznalam, ze szczotka do zebow to tez plyn)
jest odpowiedni, bo bardzo konkretne on musi miec wymiary i wyglad
oj, no i takie tam
czyli reise fibra ciag dalszy

wychodze za 30 minut
sie denerwowac dalej ale juz w ruchu

napisze jak tylko gdzies bedzie komputer;-)

Nie wiem, jak Panie, ale ja na pewno LECEEEEEEEeeeeeee


PANIE LECA
(mam cichutka nadzieje, ze za pozwoleniem Dzessi;-)))

No i ja tez, ale po 20.00 i do tego raczej najpierw w gore poprosze, a dopiero potem lagodnie w dol;-))

SHAHRUKHSHAHRUKHSHAHRUKHSHAHRUKHSHAHRUKH


oto on
DON
zycze Wam milego enkaunteru;-))))
bo ja sie musze z nim rozstac na conajmniej 2 miesiace

zdenerwowana w Nowy Rok

Zyczenia szczescia i pomyslnosci z okazji
Nowego Chinskiego Roku Ognistej Swini!!!

jestem zdenerwowana jednak tym wyjazdem
wiem, ze to nieracjonalne
ale jestem
nie spakowalam sie dzis
jest 23.00 - ide spac
nie mam sily sie skupic
a to takie wazne decyzje
czy sweter czy polar
czy bezowa spodnica, czy czerwona sukienka...
jutro sie spakuje (w moja mala torbe;-)
mam sporo czasu - musze wyjsc na autobus o 14.00

a potam plan jest taki
pociag 15.00
na Heathrow ok 17.00
odlot 20.10
laduje w NY po 8 godzinach
kolejne 6 i pol czekam na samolot do SF (to nie bedzie latwe)
(5 godzin)
mam przesiadke w Phoenix - godzina
i kolejne 2 godziny do SF
a potem...
autobus - 2 godziny i...
niemal jestem na miejscu

Saturday, February 17, 2007

Understanding is the Fruit of Meditation, not of Thought















Thinking is to take cider blocks of concepts from the memory warehouse and built monuments. We call these hovels and palaces “thoughts”. But such thinking, by itself, has no creative value. It is only when lit by understanding that thinking takes on a real substance. Understanding does not arise as a result of thinking. It is a result of a long precess of conscious awareness. Sometimes understanding can be translated into thoughts, but often thoughts are too rigid and limited to carry much understanding. Sometimes a look or a laughter expresses understanding much better than words or thoughts.
Thich Nhat Hanh, The Sun My Heart

REISE FIBER (a polskiego slowa nie ma?)















konczy sie rozdzial "moje cudowne angielskie zycie"
(fotka lekko oszukana, bo sprzed roku, ALE Z ANGLII!)
i w zwiazku z tym - jak sie nalezy spodziewac - mam wlasnie rzeczony reise fiber

ale mam troche na swoja obrone
bo wystapily komplikacje,
jak to tutaj zreszta...

DZIS sie wlasnie okazalo, ze nie uda mi sie pozyczyc plecaka
chociaz gadalam z Chris ponad miesiac temu,
ze to zadnen problem, ze chetnie,
no a dzis okazalo sie, ze problem jest,
bo...
plecaka nie ma
nie mozna go nigdzie znalezc
i dupa

poszlysmy do sklepu w aglomeracji co sie zwie Saffron Walden
co ma prawa miejskie pewnie tyle lat co i sztuk miszkancow
(znaczy ponad tysiac)
i ma jeden sklep co mozna sobie w nim torbe kupic
jak sie jest zdesperowanym
no to ja bylam (raczej)
i kupilam
jakies cos
torbo-plecako..
ma fajne nawet szerokie i wyscielane szelki, a do tego kolka i poreczna raczke do ciagania
wiec... ideal
moglby byc
(no, nie pod wzgledem wykonania, czy pomyslow technicznych
Samsonite znaczy sie to nie jest, o nie!!
ale cena tez nie byla "samsonite" ;-))
ale jak tak jechalam autobusikiem do domu i wpatrywalam sie w moj zakup
to
chyba male to to jest
innych rozmiarow nie bylo, nic poza tym mi sie nie podobalo
wiec nie jest to kwestia zlego wyboru DZIS
ale generalnie raczej nie byl to najbardziej dopracowany punkt mojego wyjazdu
bo w domku
2 plecaki (kolor do wyboru - co oznacza zapewne wlasnie "do koloru, do wyboru"),
walizeczki rozne zgrabne (czarna, czerwone) lezakuja w garderobie
torbe taz mialam w rekach wielka i na koleczkach,
ale nie,
ja chcialam na zywiol
to mam

wiec
DZIS to sie zdecydowalam po prostu denerwowac, ze nie uda mi sie zabrac potrzebnych rzeczy
(mimo ze na loty przez Atlantyk mozna zdaje sie miec 35 kg bagazu)
bo nie mam ich gdzie wpakowac
istnieje w mojej glowie mysl: "to wezme mniej"
ale ile to moze byc, takie MNIEJ, jak sie na 4 mce jedzie,
cholender
i to w zime najpierw a potem w upalne lato, a posrodku moze nawet w deszczowa wiosne...
a torba jest mniejsza niz wymiary bagazu podrecznego
chyba bede musiala bardzo szybciuto
w nocy z dzis na jutro
no i troche moze jutro w ciagu dnia
(bo zdecydowalam dzielnie, ze w ramach reise tegoz fibra jade na calodniowe siedzenie i TAM bede go miec, a nie w domu, bo by sie pewnie skonczylo na tym, ze przepakowywalabym "cos" 37 razy, albo co gorsza wylacznie sie denerwowala)
musze zarzucic moja dotychczasowa (uprawiana od ponad roku) metode:
"a, to tez wezme, najwyzej nie uzyje i przywioze z powrotem"
ktora zwiazana byla dosc scisle z najwiekszym rozmiarem walizki dostepnym na rynku i odnawiajaca sie kontuzja ramienia;-)
NO TO TERAZ TAK NIE BEDZIE
bedzie inaczej;-)))
ale JAK, to ja nie wiem
NIE WIEM, JAK BEDZIE

a zeby napiecie siegalo zenitu, to nie moge nawet zrobic przymiarki,
bo wszystko poprane wisi ladnie na kaloryferkach
wiec musze czekac do jutra wieczor

i tak munduje ja sobie w wolnym w zwiazku z tym od pakowania czasie,
ze chyba nie wszystko mozna zorganizowac i przewidziec na ziher (zicher? i co to w ogule za slowo jest???)
nawet jak sie bardzo chce (no a czasem to sie nawet nie chce;-)
bo sa sytuacje, kiedy mimo szczerych staran, i tak nie da rady
i trzeba isc na zywiol
i wtedy lepiej chyba nie biadolic,
i nie powtarzac "co by bylo, gdyby...
wszystko poszlo dobrze
gdybym lepiej zorganizowala
wczesniej zadzwonila
przygotowala plan B
i C, i D..."
bo w koncu przeciez i tak
JAKOS TO BEDZIE

JAKOS TO BEDZIE

Thursday, February 15, 2007

The Dance of the Bees

kolejne spotkanie sangi i kolejna porcja wrazen

nie wiem, jak to jest, dlaczego ich spotkania tak mnie poruszaja

czytanie tekstow

dyskusja

jestem wzruszona

mam poczucie, ze za kazdym razem odnajduje cos niezwykle waznego

w prostych slowach, malych fragmentach czyichs doswiadczen


dzis czytalismy fragment ksiazki Thich Nhat Hanha,

THE SUN MY HEART

***

The Dance of the Bees

One evening I returned to my hermitage f rom a walk in the hills, and I found that all doors and windows of the hermitage had been blown open. When I left the house, I hadn't secured them, and a cold wind blew through the house, opened the windows, and scattered the papers from my desk all over the room. Immediately I closed the doors and windows, lit a lamp, picked up the papers and arranged them neatly on my desk. Then I started a fire in the fireplace, and soon the cracking logs brought warmth back to the room.

Sometimes in a crowd we feel tired, cold, and lonely. We may wish to withdraw to be by ourselves and become warm again, as I did at the hermitage, sitting by the fire, protected from the cold, damp wind. Our senses are our windows to the outside world, and sometimes the wind blows and disturbs everything within us. Many of us leave our windows open all the time, allowing the sights and sounds of the world to invade us, penetrate us and expose our sad, troubled selves. We feel so cold and lonely and afraid. Do you ever find yourself watching an awful TV program, unable to turn it off? The raucous noises, explosions of gunfire, are upsetting. Yet you dont get up and turn it off. Why do you torture yourself in this way? Don't you want to close your windows? Are you afraid of solitude – the emptiness and the loneliness you may find?

We are what we feel and percive. If we are angry, we are the anger. If we are in love, we are the love. If we look at a snowy mountain peak, we are the mountain. Watching a bad TV program, we are TV program. While dreaming, we are the dream. we can be anything we want, even without the magic wand.

Wednesday, February 14, 2007

Nourishing Happiness

Sitting here in this moment, protected by the Sangha,

my happiness is clear and alive.

What a great fortune to hava been born a human,

to encounter the Dharma,

to be in harmony with others,

and to water the mind of love

in this beautiful garden of practice.


The energies of the Sangha and mindfulness trainings

are protecting and helping me not make mistakes

or be swept along in darkness by unwholesome seeds.

With kind spiritual friends, I am on the path of goodness,

iluminated by the light of Buddhas and bodhisattvas.

Although seeds of suffering are still in me

in the form of afflictions and habit energies,

mindfulness is also there, helping me touch

what is most wonderful within and around me.


I can still enjoy mindfulness of the six senses:

my eyes look peacefully upon the clear blue sky,

my ears listen with wonder to the songs of birds,

my nose smells the rich scent of sandalwood,

my tongue tastes the nectar of the Dharma,

my posture is uright, stable and relaxed,

and my mind is one with my body.


If there were not the World Honoured One,

if there were not the wonderful Dharma,

if there were not a harmonius Sangha,

I would not be so fortunate

to enjoy this Dharma happiness today.


My resources for practice are my own peace and joy.

I vow to cultivate and nourish them with daily mindfulness.

for my ancestors, family, future generations,

and the whole of humanity, I vow to practice well.


In my society I know that there are countless people suffering,

drowned in sensual pleasures, jealousy, and hatred.

I am determined to take care of my own mental formations,

to learn the art of deep listening and using loving speech

in order to encourage communication and understanding

and to be able to accept and love.


Practicing the actions of a bodhisattva,

I vow to look with eyes of love and a heart of understanding.

I vow to listen with a clear mind and ears of compassion,

bringing peace and joy into the lives of others,

to lighten and alleviate the suffering of living beings.


I am aware that ignorance and wrong perceptions

can turn this world into a fiery hell.

I vow to walk always upon the path of transformation,

producing understanding and loving kindness.

I will be able to cultivate a garden of awakening.


Although there are birth, sickness, old age and death,

now that I have a path of practice, I have nothing more to fear.

It is a great happiness to be alive in the Sangha

with the practice of mindfulness trainings and concentration,

to live every moment in stability and freedom,

to take part in the work of relieving others' suffering,

the career of Buddhas and bodhisatvas.


In each precious moment, I am filled with deep gratitude.

I bow before the World Honoured One.

Please bear witness to my wholehearted gratitude,

embracing all beings with arms of great compassion.



nasze "czytanie" z zeszlej srody
Thich Nhat Hanh Plum Village Chanting and Meditation Book
przyznam, ze nie wszystko jestem w stanie przyjac,
czesc brzmi jak abstrakcja, czesc wzbudza opor
a niektore frazy po prostu przerazaja
(I am determined to take care of my own mental formations)
ale te slowa wzuszaja mnie i ujmuja moje serce
i tak sobie mysle, jak daleko musialam szukac
zeby znalezc tak prosta modlitwe
i jak szczesliwi sa Ci,
ktorym dane jest odkryc to samo w ich wlanym domu

Monday, February 12, 2007

2007 - rok ognistej swini















Sirirat zaprosila mnie na uniwersyteckie obchody nadchodzacego chinskiego nowego roku (18 luty 2007)
gala w Concert Hall, czworka spikerow (dziewczyny w przepieknych sukniach - czerwono-zlota i granatowa na zoltym atlasowym podbiciu) powitalo publicznosc...
po chinsku
upsssss
nie bylo zadnego tlumaczenia, w kazdej z zapowiedzi udawalo mi sie wylowic jedno krotkie zdanie po angielsku przedstawiajace nastepny punkt programu
drugi wystep z kolei (zaraz po lwie naprzykrzajacym sie smiejacemy sie Buddzie) mial byc tradycyjny chinski taniec
na scenie pojawilo sie 4 chlopakow i 4 dziewczyny - wszyscy z cala pewnoscia studenci z chin, a tymczasem ubrani...
jakos zupelnie "po turecku",
one mialy na biodrach chusty z monetami - dokladnie takie, jak maja tancerki brzucha, do tego szarawary, zdobione staniki, zakryte twarze
(niestety na zdjeciu nie widac detali)
to bylo niesamowite
przy pierwszych dzwiekach muzyki o malo nie "popuscilam w szarawary"
kompletnie totalnie calkowicie "arabic music"...
po chinsku
czad
okazuje sie, ze w Chinach jest bardzo wielu muzulmanow, na przyklad w prowincji Hinjiang, nazywanej chinskim turkiestanem, gdzie wlasnie takie stroje, muzyka, tance - to lokalna tradycja
co ja moge powiedziec
woooooooooooooooooooooooooow
swiat to jest ZADZIWIAJACY
(zaraz mam ochote wkleic ten post o cykadach:-))

ogrodki dzialkowe - polsko-egipska swojskosc w Cambridge















jedyne zdjecie, ktore udalo mi sie zrobic w Cambridge w ciagu 3 miesiecy - taka dzielna jestem:-))
ogrodki dzialkowe na Cherry Hinton, swojskosc, ktorej sie nie spodziewalam w UK - male plachetka ziemi z grzadeczkami, male szopy na narzedzia - nie wieksze niz nasze latryny - jak dla mnie swojskosc polska
caly teren oddzielony od ukladnej i wygrabionej "normalnosci" krzaczorami, rzeczka, rowem i nasypem pokrytymi taka iloscia smiecia - papierow, plastikowych siatek i butelek, samochodowych jakichs odpadkow, starych plyt CD.... ze dech zapiera - to jak dla mnie "swojskosc egipska"
jak sie tam pierwszy raz zatrzymalam, nie moglam ruszyc dalej
dwa moje najukochansze (tak, tak, nagle polska stala sie ukochana i wyteskniona - jak to malo potrzeba:-) miejsca na ziemi tak soczyscie reprezentowane w tych, tak odmiennym realiach (a moze nie az tak odmiennych:-)