Monday, March 5, 2007

niedzielnie

nie pisze zazbyt bo komputer jest dramatyczny
tak wolno dziala, ze jak juz otworzy sie strona to zapominam w miedzyczasie, co wlasciwie chcialam

dzis byl wolny dzien po dosc pracowitym koncu tygodnia
w piatek i sobote trwaly intensywne przygotowania do ceremonii ktora miala miejsce w sobote po poludniu
przyjechali goscie
jedli, nocowali, trzeba bylo wszystko zorganizowac

cudownie zmienila sie pogoda
chyba z czwartku na piatek przetarlo sie zupelnie i zaczelo sie nagrzewac od slonca
nie moglam uwierzyc, ze niemal z godziny na godzine zrobilo sie jak u nas w maju
wciaz z rozpedu wkladam za duzo ubran (bo bylo kilka naprawde lodowatych dni i w zendo po prostu kostnialam) i teraz sie przegrzewam, ale tak trudno mi uwierzyc w tak nagla zmiane
a mowia przeciez ze zen to wlasnie nieustajaca zmiana

mamy tu dosc bogate zycie towarzyskie :-)))
wczoraj wieczorem, ni z tego ni z owego jeden z chlopakow zaczal pichcic smazonego kurczaka
wszyscy sie zbiegli i bylo regularne przyjecie
swiece, wino, puree zimniaczane, ciasto swiezo z pieca
(mamy tu jednego kucharza fascynata i jednego, co pracowal w branzy 20 lat, wiec ogulnie chlopaki szaleja)
muzyka i niemal niemal tance
ale skonczylo sie na pokazie slaydow

udalo mi sie ugadac jednego, zeby mnie zabral na niedzielny spacer
i bylismy dzis na pobliskim wzgorzu
a wcale to nie takie proste, bo wszystko tu podzielone, oplocone, otabliczkowane "NO TRESSPASSING!!!" i trzeba wiedziec, gdzie to wlasnie dokladnie to znaczy i moga cie na przyklad postrzelic, a gdzie to tylko formalnosc i mozna sie przedzierac
razem z przystankami na herbate i lunch wedrowalismy niemal 5 godzin
bylo niesamowicie
rozlegla panorama na okoliczne wzgorza, miasteczka, farmy, winnice
krazace wysoko sepy i sokoly
soczysta zielen trawy (podobno juz niedlugo, wczesnym latem wszystko wysycha i zolknie)
cisza - taka prawdziwa pelna cisza, tylko z odglosami ptakow, swierszczy i zab
cudnie
nie chcialam stamtad wracac
no ale...