Wednesday, February 28, 2007

kolek na rozdrozu

NIC NIE WIEM
kurcze

tu jest KOMPLETNIE INACZEJ niz "mialo byc" :-)))

miotam sie, bo nie wiem
nic kurwa nie wiem

na razie mija 4 wolny dzien, wiec jeszcze trudniej
wykumac co i jak
od jutra zaczynamy normalny rozklad zajec
pobudka ok 4.45 i tak dalej;-))

jedno na pewno
tu jest bajecznie pieknie
male drewniane budyneczki zatopione wsrod wielkich
drzew
zaby w sadzawce tak glosno kumkaja wieczorem,
ze nie mozna niemal rozmawiac
kwiaty w ogrodach i dziko przy drodze
niebo takie wielkie jakies, w nocy magicznie zagwiezdzone
i cisza cudowna - jak tylko zaby sie zamkna

a ja czuje, ze sie odbijam od scian
scian moich mysli
czuje sie wiezniem
tak bardzo chcialabym to przekroczyc i pojsc dalej
ale czy to mozliwe
czy to zadanie na dwa miesice? na rok?
czy na cale zycie?
mam tak malo cierpliwosci, czy jej starczy
tak sie latwo zniechecam, znudzam...

stoje jak kolek i nie mam pojecia gdzie isc

Monday, February 26, 2007

dusza wciaz nad Atlantykiem???

mamy kilka wolnych dni po ango
w sobote byla wielka biba na zakonczenie
obrusy, swiece, przystawki, dania, desery, wina ;-)))
wczoraj troche sie "zapoznawalismy" z rezydentami
(chlopakami co sa tu po kilka lat) - bylismy na kawie w Santa Rosa
dzis jedziemy do San Francisco
na kilka godzin

ale pogoda "zimowa"
ok 5 stopni, szaro i pada niemal non stop
moze nie powinnam marudzic
ale domki to oni tu buduja inaczej
a widoki z naszej gory kompletnie zamazane;-))

wciaz jeszcze czuje sie dziwnie zawieszona
jakbym nie byla jeszcze cala tu
a juz nie tam
;-))
pewnie dusz wciaz biedulka wedruje - one podobno wolniutko sie poruszaja

Thursday, February 22, 2007

jestemjakbymnieniebylo

jestem tu

jestem kompetnie wykonczona
podrozowalam 36 godzin
2 godziny na Heathrow
3 czekalam na saolot
8 leciele
6 czekalam na samolot
5 lecialam
2 czekalam
2 lecialam
2 czekalam na autobus
2 jechalam
;-))
(czy to daje 36? chyba 34 czy cos)
spalam w nocy 12 godzin a teraz w dzien olejne 6 chyba
i...
dopiero poczulam jak jestem zmeczona

kompletnie wykonczona

tu jest niesamowicie
na razie wypowiadam sie pod wzgledem urody miejsca
drzewa do nieba
domki z grubeggo drewna
jastrzebie i jalenie za oknem
widzialam dzieciola z czerwona glowka wielkiego jak kurczak
jest pieknie

a ja
nie mam pojecia co ja tu robie i o co chodzi
a zeby bylo smiesznie na pierwszym posilku orioki
posadzili mnie przy Roshim
i niechcecy nabralam cala miseczke lodowatego spku pomaranczowego
(myslalam ze zupa, bo dzien wczesniej byla taka wlasnie zupa)
i NIE WYPILAM TEGO
buuuuuuuu

NIE MAM NIC A NIC CREDITS wiec nie moge pisac smsow;-(
(ale Wy mozecie do mnie pisac
na polski numez (z Gadu za darmo) bez ograniczen;-))))) za to

dostep do komputera jest za to ok
zdaje sie ze niemal nieograniczony poza tym, ze komp dziala w tempie leniwca;-)

Monday, February 19, 2007

no to lecem

sama nie wierze ale udalo mi sie spakowac
ta mala torbo-plecaka jest na tyle pojemna
ze z trudem ja dzwigam - fajnie wiec ze jest opcja ciagania;-))
wcisnelam nawet kilka rzeczy, ktorych bede zalowac ze wzielam
to naprawde sukces!!
no na pewno tez zostawilam kilka rzeczy, ktorych bede potrzebowac, ale chyba nie ma rady na takie sprawy

d e n e r w u j e s i e

czy mam dobry rozmiar bagazu podrecznego
(jest cholera bardziej ograniczony przez Altlantyk niz na liniach do Ladka - tylko 6kg)
czy moja nowa torba sie nie rozpadnie jak ja bede przewalac po lotniskach, bo taka taniutka jest cholender
czy moj plastikowy woreczek na "plyny"
(co to sie okazuje ze pasta do zebow i krem na bole miesni to wlasnie plyn, wiec uznalam, ze szczotka do zebow to tez plyn)
jest odpowiedni, bo bardzo konkretne on musi miec wymiary i wyglad
oj, no i takie tam
czyli reise fibra ciag dalszy

wychodze za 30 minut
sie denerwowac dalej ale juz w ruchu

napisze jak tylko gdzies bedzie komputer;-)

Nie wiem, jak Panie, ale ja na pewno LECEEEEEEEeeeeeee


PANIE LECA
(mam cichutka nadzieje, ze za pozwoleniem Dzessi;-)))

No i ja tez, ale po 20.00 i do tego raczej najpierw w gore poprosze, a dopiero potem lagodnie w dol;-))

SHAHRUKHSHAHRUKHSHAHRUKHSHAHRUKHSHAHRUKH


oto on
DON
zycze Wam milego enkaunteru;-))))
bo ja sie musze z nim rozstac na conajmniej 2 miesiace

zdenerwowana w Nowy Rok

Zyczenia szczescia i pomyslnosci z okazji
Nowego Chinskiego Roku Ognistej Swini!!!

jestem zdenerwowana jednak tym wyjazdem
wiem, ze to nieracjonalne
ale jestem
nie spakowalam sie dzis
jest 23.00 - ide spac
nie mam sily sie skupic
a to takie wazne decyzje
czy sweter czy polar
czy bezowa spodnica, czy czerwona sukienka...
jutro sie spakuje (w moja mala torbe;-)
mam sporo czasu - musze wyjsc na autobus o 14.00

a potam plan jest taki
pociag 15.00
na Heathrow ok 17.00
odlot 20.10
laduje w NY po 8 godzinach
kolejne 6 i pol czekam na samolot do SF (to nie bedzie latwe)
(5 godzin)
mam przesiadke w Phoenix - godzina
i kolejne 2 godziny do SF
a potem...
autobus - 2 godziny i...
niemal jestem na miejscu

Saturday, February 17, 2007

Understanding is the Fruit of Meditation, not of Thought















Thinking is to take cider blocks of concepts from the memory warehouse and built monuments. We call these hovels and palaces “thoughts”. But such thinking, by itself, has no creative value. It is only when lit by understanding that thinking takes on a real substance. Understanding does not arise as a result of thinking. It is a result of a long precess of conscious awareness. Sometimes understanding can be translated into thoughts, but often thoughts are too rigid and limited to carry much understanding. Sometimes a look or a laughter expresses understanding much better than words or thoughts.
Thich Nhat Hanh, The Sun My Heart

REISE FIBER (a polskiego slowa nie ma?)















konczy sie rozdzial "moje cudowne angielskie zycie"
(fotka lekko oszukana, bo sprzed roku, ALE Z ANGLII!)
i w zwiazku z tym - jak sie nalezy spodziewac - mam wlasnie rzeczony reise fiber

ale mam troche na swoja obrone
bo wystapily komplikacje,
jak to tutaj zreszta...

DZIS sie wlasnie okazalo, ze nie uda mi sie pozyczyc plecaka
chociaz gadalam z Chris ponad miesiac temu,
ze to zadnen problem, ze chetnie,
no a dzis okazalo sie, ze problem jest,
bo...
plecaka nie ma
nie mozna go nigdzie znalezc
i dupa

poszlysmy do sklepu w aglomeracji co sie zwie Saffron Walden
co ma prawa miejskie pewnie tyle lat co i sztuk miszkancow
(znaczy ponad tysiac)
i ma jeden sklep co mozna sobie w nim torbe kupic
jak sie jest zdesperowanym
no to ja bylam (raczej)
i kupilam
jakies cos
torbo-plecako..
ma fajne nawet szerokie i wyscielane szelki, a do tego kolka i poreczna raczke do ciagania
wiec... ideal
moglby byc
(no, nie pod wzgledem wykonania, czy pomyslow technicznych
Samsonite znaczy sie to nie jest, o nie!!
ale cena tez nie byla "samsonite" ;-))
ale jak tak jechalam autobusikiem do domu i wpatrywalam sie w moj zakup
to
chyba male to to jest
innych rozmiarow nie bylo, nic poza tym mi sie nie podobalo
wiec nie jest to kwestia zlego wyboru DZIS
ale generalnie raczej nie byl to najbardziej dopracowany punkt mojego wyjazdu
bo w domku
2 plecaki (kolor do wyboru - co oznacza zapewne wlasnie "do koloru, do wyboru"),
walizeczki rozne zgrabne (czarna, czerwone) lezakuja w garderobie
torbe taz mialam w rekach wielka i na koleczkach,
ale nie,
ja chcialam na zywiol
to mam

wiec
DZIS to sie zdecydowalam po prostu denerwowac, ze nie uda mi sie zabrac potrzebnych rzeczy
(mimo ze na loty przez Atlantyk mozna zdaje sie miec 35 kg bagazu)
bo nie mam ich gdzie wpakowac
istnieje w mojej glowie mysl: "to wezme mniej"
ale ile to moze byc, takie MNIEJ, jak sie na 4 mce jedzie,
cholender
i to w zime najpierw a potem w upalne lato, a posrodku moze nawet w deszczowa wiosne...
a torba jest mniejsza niz wymiary bagazu podrecznego
chyba bede musiala bardzo szybciuto
w nocy z dzis na jutro
no i troche moze jutro w ciagu dnia
(bo zdecydowalam dzielnie, ze w ramach reise tegoz fibra jade na calodniowe siedzenie i TAM bede go miec, a nie w domu, bo by sie pewnie skonczylo na tym, ze przepakowywalabym "cos" 37 razy, albo co gorsza wylacznie sie denerwowala)
musze zarzucic moja dotychczasowa (uprawiana od ponad roku) metode:
"a, to tez wezme, najwyzej nie uzyje i przywioze z powrotem"
ktora zwiazana byla dosc scisle z najwiekszym rozmiarem walizki dostepnym na rynku i odnawiajaca sie kontuzja ramienia;-)
NO TO TERAZ TAK NIE BEDZIE
bedzie inaczej;-)))
ale JAK, to ja nie wiem
NIE WIEM, JAK BEDZIE

a zeby napiecie siegalo zenitu, to nie moge nawet zrobic przymiarki,
bo wszystko poprane wisi ladnie na kaloryferkach
wiec musze czekac do jutra wieczor

i tak munduje ja sobie w wolnym w zwiazku z tym od pakowania czasie,
ze chyba nie wszystko mozna zorganizowac i przewidziec na ziher (zicher? i co to w ogule za slowo jest???)
nawet jak sie bardzo chce (no a czasem to sie nawet nie chce;-)
bo sa sytuacje, kiedy mimo szczerych staran, i tak nie da rady
i trzeba isc na zywiol
i wtedy lepiej chyba nie biadolic,
i nie powtarzac "co by bylo, gdyby...
wszystko poszlo dobrze
gdybym lepiej zorganizowala
wczesniej zadzwonila
przygotowala plan B
i C, i D..."
bo w koncu przeciez i tak
JAKOS TO BEDZIE

JAKOS TO BEDZIE

Thursday, February 15, 2007

The Dance of the Bees

kolejne spotkanie sangi i kolejna porcja wrazen

nie wiem, jak to jest, dlaczego ich spotkania tak mnie poruszaja

czytanie tekstow

dyskusja

jestem wzruszona

mam poczucie, ze za kazdym razem odnajduje cos niezwykle waznego

w prostych slowach, malych fragmentach czyichs doswiadczen


dzis czytalismy fragment ksiazki Thich Nhat Hanha,

THE SUN MY HEART

***

The Dance of the Bees

One evening I returned to my hermitage f rom a walk in the hills, and I found that all doors and windows of the hermitage had been blown open. When I left the house, I hadn't secured them, and a cold wind blew through the house, opened the windows, and scattered the papers from my desk all over the room. Immediately I closed the doors and windows, lit a lamp, picked up the papers and arranged them neatly on my desk. Then I started a fire in the fireplace, and soon the cracking logs brought warmth back to the room.

Sometimes in a crowd we feel tired, cold, and lonely. We may wish to withdraw to be by ourselves and become warm again, as I did at the hermitage, sitting by the fire, protected from the cold, damp wind. Our senses are our windows to the outside world, and sometimes the wind blows and disturbs everything within us. Many of us leave our windows open all the time, allowing the sights and sounds of the world to invade us, penetrate us and expose our sad, troubled selves. We feel so cold and lonely and afraid. Do you ever find yourself watching an awful TV program, unable to turn it off? The raucous noises, explosions of gunfire, are upsetting. Yet you dont get up and turn it off. Why do you torture yourself in this way? Don't you want to close your windows? Are you afraid of solitude – the emptiness and the loneliness you may find?

We are what we feel and percive. If we are angry, we are the anger. If we are in love, we are the love. If we look at a snowy mountain peak, we are the mountain. Watching a bad TV program, we are TV program. While dreaming, we are the dream. we can be anything we want, even without the magic wand.

Wednesday, February 14, 2007

Nourishing Happiness

Sitting here in this moment, protected by the Sangha,

my happiness is clear and alive.

What a great fortune to hava been born a human,

to encounter the Dharma,

to be in harmony with others,

and to water the mind of love

in this beautiful garden of practice.


The energies of the Sangha and mindfulness trainings

are protecting and helping me not make mistakes

or be swept along in darkness by unwholesome seeds.

With kind spiritual friends, I am on the path of goodness,

iluminated by the light of Buddhas and bodhisattvas.

Although seeds of suffering are still in me

in the form of afflictions and habit energies,

mindfulness is also there, helping me touch

what is most wonderful within and around me.


I can still enjoy mindfulness of the six senses:

my eyes look peacefully upon the clear blue sky,

my ears listen with wonder to the songs of birds,

my nose smells the rich scent of sandalwood,

my tongue tastes the nectar of the Dharma,

my posture is uright, stable and relaxed,

and my mind is one with my body.


If there were not the World Honoured One,

if there were not the wonderful Dharma,

if there were not a harmonius Sangha,

I would not be so fortunate

to enjoy this Dharma happiness today.


My resources for practice are my own peace and joy.

I vow to cultivate and nourish them with daily mindfulness.

for my ancestors, family, future generations,

and the whole of humanity, I vow to practice well.


In my society I know that there are countless people suffering,

drowned in sensual pleasures, jealousy, and hatred.

I am determined to take care of my own mental formations,

to learn the art of deep listening and using loving speech

in order to encourage communication and understanding

and to be able to accept and love.


Practicing the actions of a bodhisattva,

I vow to look with eyes of love and a heart of understanding.

I vow to listen with a clear mind and ears of compassion,

bringing peace and joy into the lives of others,

to lighten and alleviate the suffering of living beings.


I am aware that ignorance and wrong perceptions

can turn this world into a fiery hell.

I vow to walk always upon the path of transformation,

producing understanding and loving kindness.

I will be able to cultivate a garden of awakening.


Although there are birth, sickness, old age and death,

now that I have a path of practice, I have nothing more to fear.

It is a great happiness to be alive in the Sangha

with the practice of mindfulness trainings and concentration,

to live every moment in stability and freedom,

to take part in the work of relieving others' suffering,

the career of Buddhas and bodhisatvas.


In each precious moment, I am filled with deep gratitude.

I bow before the World Honoured One.

Please bear witness to my wholehearted gratitude,

embracing all beings with arms of great compassion.



nasze "czytanie" z zeszlej srody
Thich Nhat Hanh Plum Village Chanting and Meditation Book
przyznam, ze nie wszystko jestem w stanie przyjac,
czesc brzmi jak abstrakcja, czesc wzbudza opor
a niektore frazy po prostu przerazaja
(I am determined to take care of my own mental formations)
ale te slowa wzuszaja mnie i ujmuja moje serce
i tak sobie mysle, jak daleko musialam szukac
zeby znalezc tak prosta modlitwe
i jak szczesliwi sa Ci,
ktorym dane jest odkryc to samo w ich wlanym domu

Monday, February 12, 2007

2007 - rok ognistej swini















Sirirat zaprosila mnie na uniwersyteckie obchody nadchodzacego chinskiego nowego roku (18 luty 2007)
gala w Concert Hall, czworka spikerow (dziewczyny w przepieknych sukniach - czerwono-zlota i granatowa na zoltym atlasowym podbiciu) powitalo publicznosc...
po chinsku
upsssss
nie bylo zadnego tlumaczenia, w kazdej z zapowiedzi udawalo mi sie wylowic jedno krotkie zdanie po angielsku przedstawiajace nastepny punkt programu
drugi wystep z kolei (zaraz po lwie naprzykrzajacym sie smiejacemy sie Buddzie) mial byc tradycyjny chinski taniec
na scenie pojawilo sie 4 chlopakow i 4 dziewczyny - wszyscy z cala pewnoscia studenci z chin, a tymczasem ubrani...
jakos zupelnie "po turecku",
one mialy na biodrach chusty z monetami - dokladnie takie, jak maja tancerki brzucha, do tego szarawary, zdobione staniki, zakryte twarze
(niestety na zdjeciu nie widac detali)
to bylo niesamowite
przy pierwszych dzwiekach muzyki o malo nie "popuscilam w szarawary"
kompletnie totalnie calkowicie "arabic music"...
po chinsku
czad
okazuje sie, ze w Chinach jest bardzo wielu muzulmanow, na przyklad w prowincji Hinjiang, nazywanej chinskim turkiestanem, gdzie wlasnie takie stroje, muzyka, tance - to lokalna tradycja
co ja moge powiedziec
woooooooooooooooooooooooooow
swiat to jest ZADZIWIAJACY
(zaraz mam ochote wkleic ten post o cykadach:-))

ogrodki dzialkowe - polsko-egipska swojskosc w Cambridge















jedyne zdjecie, ktore udalo mi sie zrobic w Cambridge w ciagu 3 miesiecy - taka dzielna jestem:-))
ogrodki dzialkowe na Cherry Hinton, swojskosc, ktorej sie nie spodziewalam w UK - male plachetka ziemi z grzadeczkami, male szopy na narzedzia - nie wieksze niz nasze latryny - jak dla mnie swojskosc polska
caly teren oddzielony od ukladnej i wygrabionej "normalnosci" krzaczorami, rzeczka, rowem i nasypem pokrytymi taka iloscia smiecia - papierow, plastikowych siatek i butelek, samochodowych jakichs odpadkow, starych plyt CD.... ze dech zapiera - to jak dla mnie "swojskosc egipska"
jak sie tam pierwszy raz zatrzymalam, nie moglam ruszyc dalej
dwa moje najukochansze (tak, tak, nagle polska stala sie ukochana i wyteskniona - jak to malo potrzeba:-) miejsca na ziemi tak soczyscie reprezentowane w tych, tak odmiennym realiach (a moze nie az tak odmiennych:-)